Central Park

donald.

siedział i czekał na vanilję.

vanilla.

pacz! sponczbob! <3
więc szedła sobie, do kaczorka. napewno sie spóźniła, i napewno będzie krzyczał, i ojej. :c

donald.

będzie, będzie ;c
czekał dalej, bo jej nie widział. za drzewami pewnie była. tupał nawet butem, nerwowo dość, gdyż miał dość tego czekania. zet fó, na moment ;c

vanilla.

wcale że nie szła za drzewami, szła normalnie po chodniku, z głową spuszczoną bo całkiem zapomniała ze kaczor donald na nią czeka :c

donald.

- vanilka!- krzyknął wstając aż z ławki, czy tam murku, gdyż pojęcia nie mam na czym siedział. - znowu się spóźniłaś!

vanilla.

zakryła usta ręką. nic już nie powiedziała, że całkiem zapomniała o donaldzie, co wcale nie jest donaldem, bo nie ma siostrzenców, trzech! - wcale że nie! - krzyknęła, machając zegrakiem, myślała ze sie nabierze xdddddd

donald.

- właśnie, że tak. umawialiśmy się o dokładnie dziewiątej trzydzieści- odparł przyglądając się jej i unosząc brwi. był wkurzony, nie ukrywam.

vanilla.

patrzała na swoje, fioletowe buciki, miętoląc w ręku róg, brązowej bokserki, z miłym oczojebnym różowym napisem. - ja nie chciałam. - wyjęczała, cicho. xd

donald.

- ty nigdy nie chcesz- stwierdził xd. - tylko samo ci tak wychodzi. pewnie przez całą noc piłaś i uganiałaś się za bogatymi chłoptasiami- odparł, zapominając całkiem, że i on do tych chłoptasiów bogatych należy.

vanilla.

skąd wiedział? xd oczywiscie vanilla się nie przyznała do cało nocnej eskapady, nienie. do wyrywania bogatych chłoptasiów też nie, no bo po bo? wszystkiemu ładnie zaprzeczyła, i dodała że to on napewno, latał za kurwami. i wymierzyła w niego palec wskazuujący, mrużac oczy.

donald.

spojrzał na nią trochę z pogardą, sori ;c usiadł znów na ławce, gdyż rozbolały go nogi. wiedział, że go okłamała. kto by się przyznał do takich rzeczy, cnie xd.

vanilla.

właśnie właśnie, wiec usiadła obok niego, - jestes bardzo nie sprawiedliwy, wiesz? - wymruczała, zakładając kosmyk rudych włosów za ucho :c

donald.

- niby dlaczego?- zapytał wyjmując z kieszeni czarnych rurek paczkę papierosów.

vanilla.

- bo na mnie strasznie krzyczysz, a to nie moja wina że mi zegarek żle chodzi. - mamruotała, robią kocioszrekowe oczka, i wyciągnęła rękę po papierosa.